To takie oczywiste, że wszytko co dobre szybko
się kończy, ale czemu akurat w tym stwierdzeniu musi być aż tyle prawdy? Do
tegorocznego urlopu ledwo udało mi się dotrzeć. Poziom stresu i przemęczenia
był bardzo wysoki i udzielił się chyba wszystkim z mojego otoczenia, Ł. od
jakiegoś czasu też chodził naburmuszony i zły, zaczynało być niewesoło. Nawet
gotować się nie chciało. Dlatego, kiedy wszyscy zdążyli już wypocząć, opalić się
i wrócić z nowymi siłami do warszawskiej rzeczywistości, w podróż wybraliśmy
się my! Szczerze mówiąc, przed wyjazdem, nawet ciężko było mi wykrzesać
odrobinę entuzjazmu na to, co nas czeka. Chciałam już po prostu jechać, jak
najdalej od miejsc które stały się przyczyną smutków i letnich przygnębień
(tak, te letnie też istnieją), chciałam uciec.
Kierunek obraliśmy dość spontanicznie, chociaż nieprzypadkowo.
W marcu odwiedziłam razem z A. Rzym i to właśnie ta wyprawa przesądziła o moim
wakacyjnym kierunku. Wpadłam jak śliwka w kompot. Rzym mnie zauroczył i wrócę
tam, na pewno. Pięciodniowy wyjazd sprawił, że zapragnęłam więcej, dlatego dość
szybko po powrocie zamówiłam przewodnik po Włoszech i zaczęłam snuć pierwsze
plany.
Wyruszyliśmy w niedzielę, więc w poniedziałek ok
14.00 byliśmy już na miejscu. Urlop rozpoczęliśmy małym rozczarowaniem, dotyczącym
naszego hotelu.. tak naprawdę to było całkiem duże rozczarowanie. Pokój był
malutki, ciasny i niezbyt czysty a do tego wszechobecne kadzidełka, które
nieudolnie próbowały ukryć brzydki zapach. Mówi się trudno, przecież tak
właściwie będziemy tam tylko spać - pomyślałam. Lekko rozczarowani
postanowiliśmy przejść się po mieście i poszukać czegoś pysznego do zjedzenia.
Niestety godzina 15.00 to chyba najgorsza pora, żeby szukać otwartej knajpki. Z
reguły większość z nich pracuje od rana do 13.00 - 14.00 a potem dopiero od
18.00. Nie mogąc znaleźć nic ciekawego byliśmy zmuszeni wybrać niezbyt ciekawe
miejsce z szyldem pizza 24h. Nie spodziewałam się niczego spektakularnego, ale
tortellini, które zamówiłam były okropne. I to był moment, który przelał czarę
goryczy. Po dwóch dniach podróży, w końcu dotarłam na mój wyczekany urlop a
wszystko było nie tak! Rozryczałam się jak dzieciak bo czułam, że to będą
najgorsze wakacje mojego życia..
Wtorek przywitał nas pięknym słońcem.
Postanowiłam dać "tym cholernym Włochom" jeszcze jedną szansę i
zawalczyć o udany wypoczynek. Przed wyjazdem dogłębnie przestudiowałam blogi i
fora kulinarne pod kątem tego, co zjeść w miastach, które planowaliśmy
odwiedzić ale jakoś nie przyszło mi do głowy sprawdzić samego Cavallino. Rano,
z nowym, chociaż ledwo tlącym się, entuzjazmem usiadłam do poszukiwań.
Niezawodny okazał się tripadvisor, który już wielokrotnie odkrył przede mną miejsca
ze wspaniałą kuchnią. Po wprowadzeniu odpowiednich danych, wyskoczyło mi
zaledwie kilka propozycji z czego dwie zasługiwały na jakąkolwiek uwagę.
"Okej, przynajmniej coś, nie będę nastawiać się negatywnie, pójdziemy
wieczorem na kolację i zobaczymy co serwują" - z tym postanowieniem
poszliśmy na plażę... O 18.00 wybiła godzina zero, wolnym spacerem wyruszyliśmy
na spotkanie z przeznaczeniem :) Przed wejściem do restauracji stało menu, więc
zanim weszliśmy do środka zerknęliśmy co podają - wyglądało nieźle. Pełni
nadziei przeszliśmy przez próg i....usłyszeliśmy słodkie "buonasera"
a przed nami pojawiła się kelnerka z menu pytająca nas "due?",
"Tak! Tak! Tak! To znaczy si due!". I już wiedziałam, ze będzie
super! Myślę, że od wejścia do tej restauracji zaczął się nasz prawdziwy włoski
urlop, bo od tego dnia odwiedzaliśmy ją prawie codziennie..
Na pierwszy ogień zamówiliśmy ser
buratta jako przystawkę i pizzę margherita - chciałam sprawić czy to co
teoretycznie powinno być najprostsze jest również najlepsze. Sera buratta,
miałam przyjemność spróbować w Rzymie, niesamowity smak. Niestety nie udało mi
się znaleźć go w menu żadnej warszawskiej knajpy ale można kupić go w małej Italii.
Jedyny kłopot polega na tym, że we Włoszech kosztuje 1,40 euro a w Polsce 17
złotych, spora różnica. Wracając do sedna, burro to po włosku masło a smak tego
sera jest iście maślany. Dosłownie rozpływa się w ustach, a jego kremowa konsystencja
jest czymś niemalże doskonałym! Smakuje świetnie na zimno podany na liściach
rukoli jak i delikatnie rozpuszczony np. na wierzchu makaronu. Byłam nawet
lekko zdziwiona, że Ł. który nie przepada za mozzarellą na zimno zasmakował
właśnie w burracie. A pizza? Idealne ciasto, chrupiący lekko puszysty brzeg i idealnie
cienki środek, sos pomidorowy lekko słodkawy.. do tego pyszne białe wino,
byliśmy zachwyceni!
czy ser buratta to ta mozzarella ze śmietaną w środku? Pizza wygląda idealnie, aż zrobiłam się głodna!/ pulicolada
OdpowiedzUsuńTo nie jest dokładnie mozzarella ale prawie tak;) Skórkę ma twardą jak bufala a w środku jest miękka i śmietankowa:))
Usuń