niedziela, 26 lipca 2015

Tagliatelle z kurkami

Kolejny kurkowy sezon. A jak kurki to oczywiście makaron. Tym razem z lekkim sosem z odrobiną białego wina, które podkręca ostrość żółtych grzybów. Przygotowanie tego dania trwa tyle, co ugotwanie makaronu, więc w mniej niż 15 minut możecie delektować się pysznymi smakami. Do dzieła!

Składniki dla 2 osób:
4 gniazda makaronu tagliatelle
30 dag kurek
100 ml białego wytrawnego wina
parmezan
6 łyżek oliwy dobrej jakości
1 ząbek czosnku
sól,pieprz

Przygotowanie:
Kurki umyć i delikatnie osuszyć papierowym ręcznikiem. Do gotującej się, osolonej wody wrzucić makaron. Czosnek obrać i pokroić w cienkie plasterki, podsmażyć na rozgrzanej oliwie. Następnie dodać kurki i smażyć aż staną się miękkie (5-7 minut). Dolać wina i jeszcze przez chwilę dusić grzyby. Kiedy makaron się ugotuje dodać go na patelnię do kurek. Całość wymieszać, posypać płatkami parmezanu i podawać.



sobota, 18 lipca 2015

Monini - odkrywaj mistrzowskie smaki: relacja z udziału w Warsztatach Mistrzów w Akademii Kulinarnej Whirlpool cz.2. Gotowanie!

W drugiej części dnia teorię zamieniliśmy na praktykę, bogatsi o nową wiedzę przystąpiliśmy do gotowania. Marco Ghia, który prowadził warsztaty od razu przeszedł do rzeczy czyli podziału pracy. Nikogo nie trzeba był specjalnie namawiać więc po chwili każdy z nas miał co robić. Mnie trafiła się fucha na warzywach, wszystko miało być pokrojone w równą kosteczkę :) Na początku przygotowaliśmy owocową sałatkę z truskawek, jagód i malin, doprawioną oliwą GranFruttato oraz malinową glassą balsamiczną.


Misa z owocami powędrowała do lodówki a my zajęliśmy się tatarem z łososia. Rybę należało pokroić w cienkie paski a następnie w drobną kosteczkę uważając żeby z delikatnego mięsa nie zrobić miazgi. Łosoś został doprawiony solą, pieprzem, skórką oraz sokiem z cytryny, oliwą Bios oraz pietruszką. Tak przygotowany dołączył do owoców.



Kiedy na kuchennym pulpicie pojawił się tuńczyk, w duchu, aż podskoczyłam z radości. Stek z tuńczyka to jest to! Do ryby, Marco wybrał oliwę Classico, na której obsmażył plastry mięsa, każdy z nich delikatnie soląc i pieprząc. Po zdjęciu ostatniego kawałka z patelni, na ten sam tłuszcz, trafiła pokrojona w piórka cebula, która dusiła się kilkanaście minut. Kiedy cebula odpowiednio zmiękła przełożyliśmy ją do miski, w której czekał tuńczyk i dokładnie przykryliśmy nim rybę.





Gdy już uwinęliśmy się z tuńczykiem przyszedł czas na zjedzenie przystawki. Chyba nie tylko ja byłam już strasznie głodna, bo jedliśmy w ciszy a tatar  z łososia zniknął ekspresowo! Kolejnym daniem do przygotowania była pasta a'la risotto. Niestety, ten etap mnie ominął, bo miałam niezwykle odpowiedzialne zadanie przy ziemniakach, które miały być dodatkiem do tuńczyka. A tak poważnie, to pilnując żeby za bardzo się nie podsmażyły parę razy rzuciłam okiem w stronę Marco. Makaron był gotowany w bulionie, tą samą techniką, którą stosuje się przy risotto. Kiedy wchłonął płyn, dolewano do niego kolejną partię. Dodatkowo, po podsmażaniu składników czyli: bakłażana, selera (bulwy i naci), cukinii i pieczarek, patelnia po smażeniu była deglasowana a płyn dodawany do makaronu, dzięki czemu nie zmarnowała się ani odrobina smaku. Na sam koniec do makaronu dodaliśmy solidną porcję parmezanu i od razu usiedliśmy do jedzenia.




Przyznam szczerze, że po zjedzeniu połowy makaronowej porcji czułam się już najedzona a przed nami było jeszcze jedno danie i deser! Tuńczyka jedliśmy lekko ciepłego w towarzystwie ziemniaczków podsmażonych i ugotowanych w soku z cytryny - genialne. Marco zdradził nam, że na Sycylii to danie często jada się zimne, wyciągnięte prosto z lodówki, szczególnie w wyjątkowo upalne dni.

Kiedy już myślałam, że nic już w siebie nie wcisnę zabraliśmy się za deser. Owocowa sałatka "przegryzła" się w lodówce a Marco uruchomił sorbetierę i zaczął kręcić lody :) Po około 30 minutach lodowy deser stał przede mną. Co było w nim niezwykłego? Oczywiście oliwa! Tak, jedliśmy lody z oliwą i wiecie co? To było pyszne. Nie, nie to było niesamowicie pyszne! Uwielbiam takie momenty, w których smak tak bardzo mnie zaskoczy, że przez małą chwilę nie wiem co myśleć. To właśnie było to, smak lodów w połączeniu z pysznymi owocami był olśniewający! Wspaniały finał i bomba kulinarnych doznań na koniec cudownego dnia.




Warsztaty były świetną przygodą i wyprawą we włoskie smaki. Już myślę o tym, żeby to powtórzyć, a oliwę wybieram bardzo uważnie :)

niedziela, 12 lipca 2015

Monini - odkrywaj mistrzowskie smaki: relacja z udziału w Warsztatach Mistrzów w Akademii Kulinarnej Whirlpool cz.1. Testowanie oliwy!

W ubiegły piątek miałam niezwykłą przyjemność uczestniczyć w warsztatach kulinarnych zorganizowanych przez firmę Monini Polska oraz Akademię Kulinarną Whirlpool. Udział w warsztatach był nagrodą za wygraną w konkursie "Monini - odkrywaj mistrzowskie smaki!". (Zwycięski przepis na tapas z chipsami z chorizo i marynowaną fetą znajdziecie tutaj.) Dziś chciałabym podzielić się z Wami moją relacją z tego wydarzenia. 


Przede wszystkim, muszę podkreślić, że były to pierwsze warsztaty kulinarne, w jakich brałam udział, więc zupełnie nie wiedziałam czego mogę się spodziewać, ale kiedy tylko przekroczyłam próg akademii poczułam, że będzie ciekawie. Warsztaty rozpoczęły się krótkim wstępem dotyczącym historii marki Monini. Muszę przyznać, że kilka informacji mnie zaskoczyło. Przede wszystkim nie sądziłam, że firma zatrudnia zaledwie 100 osób, uważam, że nie jest to dużo biorąc pod uwagę jej międzynarodowy zasięg. Ponad to Monini jest jedyną firmą na włoskim rynku, która pozostaje w rękach jednej rodziny. Jednak najciekawsze jest to, że to właściciel, Zefferino Monini, osobiście zajmuje się selekcją oliwy! 


Po krótkim lecz treściwym wprowadzeniu przyszedł czas na prezentację dyrektora jakości Monini Pana Michele Labarile. Kluczowym punktem całej prezentacji było 7 złotych reguł, według których powinna powstać prawdziwa oliwa extra vergine. Na sam koniec Michele opowiedział nam jak wygląda proces tłoczenia oliwy. Wiedzieliście, że już 50 minut po zebraniu oliwek można cieszyć się pyszną oliwą, która powstała z ich tłoczenia? :)

Bogatsi w wiedzę teoretyczną przystąpiliśmy do części praktycznej - testowania oliwy. Każdy uczestnik dostał 6 próbek. Pierwszym krokiem było wąchanie zawartości kubeczków i w zasadzie, używając tylko nosów, byliśmy w stanie stwierdzić, która oliwa nie może być dobra. Po ogrzaniu próbki w dłoniach kręciliśmy kubeczkami tak, żeby oliwa pokryła ścianki naczynia. Następnie odkrywaliśmy wieczko i wciągaliśmy zapach. Prawdziwa zabawa zaczęła się przy próbowaniu. Michele zaprezentował nam jak powinno się to robić w sposób profesjonalny. Nie obyło się bez zabawnych dźwięków, ponieważ kiedy weźmie się łyk oliwy trzeba rozprowadzić ją po języku a następnie zasysać powietrze przed zaciśnięte usta. Na sam koniec należy wypuścić powietrze przez nos, żeby jeszcze raz poczuć jej zapach. To działa! W taki sposób postąpiliśmy z sześcioma próbkami, z wielką przykrością próbując dwóch z nich, jedna była po prostu złej jakości a druga zepsuta. Pozostałe cztery różniły się od siebie smakiem a w szczególności ostrością. Tak, tak, jeśli spróbujecie oliwy w taki sposób jak napisałam poznacie ją na nowo. Nie martwcie się jeśli na podniebieniu i w gardle poczujecie lekką gorycz a nawet pieczenie, to dobrze. Świadczy to o tym, że oliwa jest bogata w przyjazne nam polifenole, które mają działanie anty-rodnikowe. Degustacja była świetnym doświadczeniem i bardzo zmieniła moje postrzeganie oliwy. Wcześniej nie zdawałam sobie sprawy z tego, jak wiele smaków w sobie kryje. Teraz już wiem, że nie każda oliwa nadaje się do każdego dania.



Wracając do czterech różnych oliw extra vergine, jakich próbowaliśmy. Pierwsza z nich: Bios pochodząca wyłącznie z upraw ekologicznych. W zapachu i smaku bardzo wyczuwalny aromat skoszonej trawy. Niesamowite, ale mój bardzo nieprofesjonalny nos odrazy poznał ten zapach! Następna w kolejce była oliwa z certyfikatem Unii Europejskiej: D.O.P. czyli Chronioną Nazwą Pochodzenia. Produkty z tym oznaczeniem są bezpośrednio związane z regionem, z którego pochodzą. Jest to najbardziej restrykcyjne oznaczenie UE, ponieważ cały proces produkcji musi odbywać się w miejscu, z którego produkt pochodzi. My próbowaliśmy Monini D.O.P. Val di Mazara z Sycylii. Dwie kolejne to Classico - młodsza siostra Bios o nieco mniej intensywnym smaku i aromacie i wreszcie na sam koniec GranFuttato, oczko w głowie właściciela, ale również Michele mówił o niej z największym zaangażowaniem. Duma producenta :) Najbardziej bogata w polifenole, przyjemnie drapiąca w podniebienie. Pycha...

Dla porządku, oliwy które testowaliśmy:
1. Bios
2. Monini D.O.P. Val di Mazara
3. Bardzo niedobra oliwa o wyczuwalnym smaku i zapachu pleśni, fuj!
4.Classico
5. Niezbyt smaczna oliwa. Producent n/n.
6. GranFruttato



Drugą część dnia wypełniły warsztaty kulinarne prowadzone przez Marco Ghia, ale o tym następnym razem :)