wtorek, 20 września 2016

Mazury, szukając smaku.

Tegoroczny urlop upłynął nam na podróżowaniu przez Warmię i Mazury. Jako dzieciak prawie każde wakacje spędzałam nad jednym z pięknych jezior. Myślałam, że już nic mnie tam nie zaskoczy. Oj myliłam się.. i to bardzo. Oczywiście w tym roku pojechaliśmy przygotowani i uzbrojeni w solidną wiedzę o tym, gdzie warto zjeść. Wiedziałam, że bez solidnego rozeznania ani rusz bo niestety nadal zamiast kuchni regionalnej łatwiej zjeść mrożoną pizzę czy równie przepyszną zapiekankę z tajemniczymi składnikami. A może to pieczarki...? Mazury smakowały nam tak bardzo, że postanowiliśmy tam wrócić choćby na weekend. Dlatego dzisiaj, wspominając te wszystkie niezwykłe smaki przedstawiam Wam listę miejsc, w których zostaniecie nakarmieni godnie. I chodzi mi nie tylko o smak ale również o jakość tego, co na talerzu. Bez ściemy i bez zadęcia po prostu.

1. Stara Kuźnia

Nasz niekwestionowany wakacyjny mistrz! Latem gościliśmy tam dwa razy a ubiegły weekend również nie obył się bez wizyty w tym cudownym miejscu. Wystarczył miesiąc żeby w karcie były zupełnie nowe dania. Wszystko jest ściśle związane z sezonem, aż przyjemnie popatrzeć jak co i rusz ktoś z kuchni wychodzi do warzywnika zerwać trochę kopru czy kilka buraczków. Latem czasem trzeba poczekać na stolik, więc lepiej z wyprzedzeniem zarezerwować sobie miejsce, żeby nie obejść się smakiem. A co jedliśmy w trakcie wszystkich naszych wizyt? Ponieważ w każdym możliwym miejscu próbowaliśmy zupy rybnej był to punkt obowiązkowy. Pikantna o dość nietypowej konsystencji - mięso ryby było mocno rozdrobnione, co sprawiało, że zupa była zawiesista. Nie za ostra ale z tych rozgrzewających. Idealna na wrześniowe chłody, chociaż w sierpniu równie smaczna. 


Rosół z kołdunami. Wprawdzie nie było go w karcie (wcześniej wyczytałam, że warto go zjeść) ale nie było żadnego problemu żebym kołduny dostała właśnie w rosole. Pierożki miały cienkie i sprężyste ciasto wypełnione mięsnym farszem. Sam rosół był jak na mój gust zbyt delikatny, ale w połączeniu z kołdunami smakował dobrze.


Móżdżek cielęcy na grzance. Tak, tak... móżdżek. Nie powiem Wam jak smakował, nie odważyłam się. Ale mój Ł. zamówi, zjadł i mówił, że mu bardzo smakowało. Niech to będzie wystarczającą rekomendacją :)



Szaszłyk jagnięcy z ognia, z najprawdziwszego ognia. Wewnątrz karczmy jest kominek w którym pieką się rzeczone szaszłyki. Na zamówienie trzeba trochę poczekać ale naprawdę warto. Do tego domowe frytki i uczta gotowa.


Kofty nadziane migdałami z jogurtowym sosem. 


W sezonie spróbujcie koniecznie pierogów z kurkami. 


W ubiegły weekend po raz kolejny postawiliśmy na jagnięcinę. Ja zamówiłam burger jagnięcy a Ł. klopsiki w rydzowym sosie. Trochę rozczarowała mnie burgerowa bułka, sprawiała wrażenie lekko czerstwej ale mięso smakowało doskonale. Klopsikom towarzyszyły domowe kopytka w dodatki odsmażane. Może być lepiej?



A na deser? Hitem jest sernik, polecany przez kelnerów. Podczas naszych wizyt, spróbowaliśmy też bezy z kremem mascarpone i owocami i ptysi. Moi towarzysze najbardziej zachwycali się sernikiem. Tyle osób nie może się mylić, ale ja wybieram bezę :)






Stara Kuźnia
Przykop 1
11-513 Miłki (k. Giżycka)
http://www.starakuznia.com.pl

2.  Zajazd Tusinek

Oprócz restauracji serwującej regionalne dania możecie też odwiedzić sklepik, w którym warto zaopatrzyć się w sery kozie, wędliny czy ryby. Wszystko doskonałej lokalnej produkcji. Ja pisząc, ten post pogryzam właśnie kozi ser, który kupiłam w Tusinku. W zajeździe zjecie potrawy mączne ale znajdzie się także coś dla amatorów ryb i mięsa. My odwiedzając Tusinek skusiliśmy się na podpłomyki z kozim serem i pomidorami oraz cebulowy. Tak nam smakowały, że kolejne dwa zamówiliśmy na wynos. Tak niewiele, bo przecież to tylko ciasto i kilka składników, a tak doskonały smak. Tajemnica tkwi w prostoscie oraz w doskonałej jakości produktów. Podpłomykowe ciasto biło na głowę każdą włoską pizzę. Ja zamówiłam pierogi ruskie, które były bardziej ziemniaczane niż ruskie, co zupełnie mi nie przeszkadzało. Moi towarzysze wybrali sielawy z pieca i golonkę. Ł. trochę marudził, że golonka była za słona ale może kucharka się zakochała? :) Na deser nie starczyło nam już miejsca (ach te podpłomyki!) dlatego ciasto drożdżowe wzięliśmy na wynos, wiedząc, że świeże mazurskie powietrze wzmaga apetyt ;)










Zajazd Tusinek
ul. Kolonia 2
12-114 Rozogi
http://www.tusinek.com.pl

3. Oberża pod Psem

Po raz pierwszy byliśmy tam dwa lata temu i wracamy ilekroć jesteśmy w pobliżu. Miejsce trochę schowane ale nie ukryte. Dewiza właścicieli wypisana na papierowej torebce z logo słynącej ze złotych łuków fast foodowej restauracji wita nas już od progu: "nie mamy czasu, dla ludzi, którzy nie mają czasu". Oczywiste? Być może, ale jak boleśnie prawdziwe w dzisiejszych czasach. Innymi słowy, usiądź wycisz się i postaraj choć przez chwilę być w harmonii z tym co dookoła ciebie. Oberża mieści się w 100 letnim zabytkowym domu. W letnie dni, kiedy kuchenne okna są otwarte można usłyszeć wesołe pogaduszki i pokrzykiwania gospodyń, spod których rąk wychodzą wszystkie specjały tego miejsca. Przy okazji ostatniej wizyty delektowaliśmy się talerzem mazurskich serów w towarzystwie przepysznego masła i wypiekanego na miejscu chleba na zakwasie (tradycyjnie już zaopatrzyliśmy się w bochenek na wynos).


Zupa kurkowa z kaszą jęczmienną, intensywnie maślana i mocno grzybowa. Bardzo sycąca!


Jako główne danie oboje z Ł. zamówiliśmy knedle ze śliwkami. No dobra przyznam się, doskonale wiedzieliśmy co robimy :) Ł. jadł te knedle 2 lata temu i od tego czasu o nich marzył. No ale przy kolejnych wizytach próbowaliśmy czegoś nowego. Tym razem, jako znawcy tematu z pełną premedytacją zamówiliśmy właśnie knedle. Odsmażane na maśle, ze śmietaną i cukrem pudrem. Tak.. smakowały doskonale, tak miały milion kalorii i tak nic nas to nie obchodzi :)


Oberża pod Psem
Kadzidłowo 1
12-210 Ruciane-Nida
www.oberzapodpsem.com.pl



4. Córka Rybaka

Jak Mazury to rybka prawda? Nie potrafię zliczyć ile razy próbowaliśmy znaleźć na Mazurach dobrą, świeżą rybę. Brzmi jak szukanie drewna w lesie? Pewnie sami wiecie, jakie to trudne. Jeśli macie ochotę na dobrą rybkę wybierzcie się do Sztynortu odwiedzić Córkę Rybaka. Ryby zamawia się na wagę, więc ceny mogą mocno się wahać. My próbowaliśmy zupy rybnej (oczywiście) i smażonych sielawek. Rybki były bardzo świeże towarzyszące im frytki były już bardziej barowe. A zupa? Razem z naszymi towarzyszami zgodnie orzekliśmy, że to bardziej warzywna z rybną wkładką. Co wcale nie zmienia tego, że była bardzo smaczna. Miłośnikom świeżych ryb - szczerze polecam.




Córka Rybaka
Sztynort https://www.facebook.com/corkarybaka.sztynort/

Coś czuję, że w tym roku nie powiedzieliśmy jeszcze ostatniego słowa...w końcu jesień na Mazurach też jest piękna prawda?