sobota, 3 sierpnia 2013

Charlotte w wydaniu śniadaniowym

Charlotte przypadło mi do gustu "od pierwszego odwiedzenia", wpadam tam dość regularnie. To chyba, pierwsze miejsce w Warszawie, które postawiło na duży wspólny stół dla gości, który wkrótce stał się niezwykle popularny. Uważam to za bardzo dobry pomysł, jedzenie integruje. Bez dwóch zdań. W Charlotte siedząc przy wielkim drewnianym stole, w zupełnie naturalny sposób można wdać się w ciekawą dyskusję z nieznajomymi. Lubię to miejsce, po prostu. Nie zależnie od pory dnia, zawsze jest gwarno, goście zmieniają się jak w kalejdoskopie. Niektórzy wpadają tylko po to by kupić, wypiekany na miejscu chleb (ja też zaopatruję się w bochenek, kiedy tam jestem). Inni po to by pogadać przy lampce wina. Dla mnie to miejsce wieczornych spotkań z A. i dziewczynami ze studiów i tak będzie mi się kojarzyło. 

Kilka dni temu A. zaproponowała mi, żebyśmy wybrały się do Charlotte na śniadanie. Kto mnie zna, choć trochę, ten wie, że lubię sobie pospać, szczególnie w wolne dni. No ale czego nie robi się dla przyjaciół, hihi! :) Postanowiłam, że co by się nie działo 10.30 w sobotę będzie idealna na śniadanie na mieście! Przed spotkaniem z A. udało mi się jeszcze zaliczyć basen - świetna sprawa z rana. Gdyby tylko zawsze wstawało mi się tak dobrze jak dziś... Nie wiem jak Wy, ale ja po basenie robię się ekstremalnie głodna, tym razem nie było inaczej.

Byłam pewna, że jedzenie będzie mi smakowało i nie pomyliłam się. Pieczywo to najmocniejszy atut Charlotte. W zestawach śniadaniowych koszyk z pieczywem wypełniony jest kilkoma rodzajami chleba i kromkami bagietek. Porcja dla jednej osoby jest naprawdę duża. Najpyszniejszy był oczywiście croissant, lekki i maślany w smaku, pyyycha... Jajko sadzone było ugotowane perfekcyjnie. Nie wiem czy mają do tego jakąś maszynkę, bo dawno nie jadłam jajka, które miało by idealnie ścięte białko i zupełnie płynne żółtko. Taka z pozoru błaha sprawa, jak ugotowanie jajka, może okazać się prawdziwym wyzwaniem :) W zestawach śniadaniowych możemy wybrać jaką chcemy zjeść konfiturę lub czekoladę. A. uwielbia mleczną czekoladę, którą podają, więc musiałyśmy ją zamówić, ja wybrałam konfiturę z truskawek. Jeśli chodzi o czekoladę, faktycznie była bardzo smaczna, kojarzyła mi się trochę z blokiem czekoladowym. Kto jadł, ten wie, co mam na myśli. Natomiast konfitura... hmm.. nie chcę być niesprawiedliwa bo A. przypadła do gustu, ale jeśli chodzi o mnie, to mam mieszane uczucia. Truskawki to delikatne owoce, łatwo zakłócić ich smak. Konfitura, którą jadłam w Charlotte, smakowała przede wszystkim cynamonem, a dopiero potem truskawkami. Okazało się, że była doprawiona przyprawami korzennymi. Szczerze mówiąc, truskawki smakujące świętami Bożego Narodzenia to trochę nie moja bajka.. co nie zmienia faktu, że na pewno znajdą swojego amatora. Jednym słowem, śniadanie w Charlotte to bardzo przyjemna alternatywa od wieczornych psot przy winie :) 









Brak komentarzy:

Prześlij komentarz