sobota, 18 lipca 2015

Monini - odkrywaj mistrzowskie smaki: relacja z udziału w Warsztatach Mistrzów w Akademii Kulinarnej Whirlpool cz.2. Gotowanie!

W drugiej części dnia teorię zamieniliśmy na praktykę, bogatsi o nową wiedzę przystąpiliśmy do gotowania. Marco Ghia, który prowadził warsztaty od razu przeszedł do rzeczy czyli podziału pracy. Nikogo nie trzeba był specjalnie namawiać więc po chwili każdy z nas miał co robić. Mnie trafiła się fucha na warzywach, wszystko miało być pokrojone w równą kosteczkę :) Na początku przygotowaliśmy owocową sałatkę z truskawek, jagód i malin, doprawioną oliwą GranFruttato oraz malinową glassą balsamiczną.


Misa z owocami powędrowała do lodówki a my zajęliśmy się tatarem z łososia. Rybę należało pokroić w cienkie paski a następnie w drobną kosteczkę uważając żeby z delikatnego mięsa nie zrobić miazgi. Łosoś został doprawiony solą, pieprzem, skórką oraz sokiem z cytryny, oliwą Bios oraz pietruszką. Tak przygotowany dołączył do owoców.



Kiedy na kuchennym pulpicie pojawił się tuńczyk, w duchu, aż podskoczyłam z radości. Stek z tuńczyka to jest to! Do ryby, Marco wybrał oliwę Classico, na której obsmażył plastry mięsa, każdy z nich delikatnie soląc i pieprząc. Po zdjęciu ostatniego kawałka z patelni, na ten sam tłuszcz, trafiła pokrojona w piórka cebula, która dusiła się kilkanaście minut. Kiedy cebula odpowiednio zmiękła przełożyliśmy ją do miski, w której czekał tuńczyk i dokładnie przykryliśmy nim rybę.





Gdy już uwinęliśmy się z tuńczykiem przyszedł czas na zjedzenie przystawki. Chyba nie tylko ja byłam już strasznie głodna, bo jedliśmy w ciszy a tatar  z łososia zniknął ekspresowo! Kolejnym daniem do przygotowania była pasta a'la risotto. Niestety, ten etap mnie ominął, bo miałam niezwykle odpowiedzialne zadanie przy ziemniakach, które miały być dodatkiem do tuńczyka. A tak poważnie, to pilnując żeby za bardzo się nie podsmażyły parę razy rzuciłam okiem w stronę Marco. Makaron był gotowany w bulionie, tą samą techniką, którą stosuje się przy risotto. Kiedy wchłonął płyn, dolewano do niego kolejną partię. Dodatkowo, po podsmażaniu składników czyli: bakłażana, selera (bulwy i naci), cukinii i pieczarek, patelnia po smażeniu była deglasowana a płyn dodawany do makaronu, dzięki czemu nie zmarnowała się ani odrobina smaku. Na sam koniec do makaronu dodaliśmy solidną porcję parmezanu i od razu usiedliśmy do jedzenia.




Przyznam szczerze, że po zjedzeniu połowy makaronowej porcji czułam się już najedzona a przed nami było jeszcze jedno danie i deser! Tuńczyka jedliśmy lekko ciepłego w towarzystwie ziemniaczków podsmażonych i ugotowanych w soku z cytryny - genialne. Marco zdradził nam, że na Sycylii to danie często jada się zimne, wyciągnięte prosto z lodówki, szczególnie w wyjątkowo upalne dni.

Kiedy już myślałam, że nic już w siebie nie wcisnę zabraliśmy się za deser. Owocowa sałatka "przegryzła" się w lodówce a Marco uruchomił sorbetierę i zaczął kręcić lody :) Po około 30 minutach lodowy deser stał przede mną. Co było w nim niezwykłego? Oczywiście oliwa! Tak, jedliśmy lody z oliwą i wiecie co? To było pyszne. Nie, nie to było niesamowicie pyszne! Uwielbiam takie momenty, w których smak tak bardzo mnie zaskoczy, że przez małą chwilę nie wiem co myśleć. To właśnie było to, smak lodów w połączeniu z pysznymi owocami był olśniewający! Wspaniały finał i bomba kulinarnych doznań na koniec cudownego dnia.




Warsztaty były świetną przygodą i wyprawą we włoskie smaki. Już myślę o tym, żeby to powtórzyć, a oliwę wybieram bardzo uważnie :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz